Antek o studiach w USA marzy wiele osób, ale dla wielu, wydaje się to po prostu niemożliwie w realizacji, Ty jesteś przykładem, że można
Z jakiegoś powodu studia w Stanach wydają się nam nieosiągalne. Myślę, że to głównie z tego powodu, że Ameryka jest daleko od Polski, a same studia są bardzo drogie. Nie można się jednak poddawać, trzeba mieć dużo determinacji i podejść do tego w odpowiedni sposób, tak by na te studia się dostać. Mam nadzieję, że moje odpowiedzi i doświadczenie pomogą w tym innym 🙂
Student Princeton University to brzmi dumnie….czujesz dumę?
Oczywiście, że tak! Princeton to bardzo prestiżowa uczelnia i jestem szczęśliwy, że tu jestem. Mieliśmy w tym roku trzech noblistów: z chemii, fizyki i pokojową nagrodę nobla dla absolwentów albo profesorów, co pokazuje jak jest to wybitne miejsce. Myślę, że ta duma jest bardzo widoczna też na naszej uczelni. Jeśli będziesz miała okazję kiedyś tu przyjechać to zobaczysz, że wiele osób chodzi w bluzach czy koszulkach, które mają logo Princeton. Absolwenci są tutaj co roku na spotkaniach. Są ludzie, którzy przyjeżdżają od dziesiątek lat co roku, żeby odwiedzić kampus. O Princeton mówi się „The Best Old Place of All”, czyli najlepsze stare miejsce ze wszystkich, co oddaje to, że studenci świetnie się uczą, ale też doskonale się bawią, wzrastają jako osoby i tworzą przyjaźnie na całe życie. Tak więc jestem dumny, że mogę być częścią tego miejsca. Moje zdanie podzielają pewnie też inni absolwenci uczelni, zarówno Ci, co ukończyli ją w 2020 jak i 1920 roku 🙂
To, że postanowiłeś studiować w Stanach to jedno, ale dlaczego akurat Princeton?
Faktycznie nie był to wybór przypadkowy 🙂 Na Princeton zaaplikowałem we wczesnym trybie i o tym, że się dostałem wiedziałem już od grudnia mojego ostatniego roku w liceum. Dlaczego Princeton? Głównie dlatego, że wiedziałem, że uczelnia kładzie duży nacisk na pierwszy stopień studiów w porównaniu do innych. Wszyscy znakomici profesorowie uczą już od samego początku, co jest ogromną różnicą na przykład w porównaniu do Yale czy Harvardu, bo są to uczelnie, które mają ogromne szkoły biznesowe czy prawnicze i to jest coś czego nie mamy na Princeton i dzięki temu uważam, że zyskujemy, bo cały nacisk kładziony jest na pierwszy stopień edukacji wyższej. Oczywiście kampus też jest bardzo ładny, świetnie zlokalizowany niedaleko Nowego Jorku, ale to oczywiście dodatek, który tylko podkreśla jak to wyjątkowa uczelnia :)))
Wierzyłeś, że Ci się uda?
Oczywiście wierzyłem w siebie, ale nie sądziłem, że dostanę się na uniwersytet należący do ligi bluszczowej, to raczej było dla mnie coś co jest nieosiągalne mimo wszystko. Wskaźniki przyjęć stanowią poniżej 5% dla większości z tych uczelni. Stwierdziłem jednak, że spróbuję, jak się uda to się uda, a jak nie to będę szukał innej uczelni. Kiedy w drugiej klasie liceum zacząłem rozważać studiowanie w USA, to myślałem, że jak dostane się na jakąkolwiek uczelnie losową to będę szczęśliwy, a jestem na Ivy League, tak więc myślę, że ciężką pracą zyskałem wiarę w swoje możliwości i nauczyłem się jak celować wyżej co zdecydowanie się opłaciło.
Można powiedzieć, że Ty drogę do Ameryki pokonałeś przez Bośnię i Hercegowinę, jak do tego doszło?
To była długa droga i myślę, że sam nie do końca się jej spodziewałem, wiedziałem jednak, że chce poznać świat. Od zawsze uważałem, że Polska jest mocno jednolita kulturalnie czy wyznaniowo, a ja chciałbym poznać różnorodność, którą może mi dać właśnie nauka w innym kraju. Zacząłem więc szukać możliwości i znalazłem program, który nazywał się United World Colleges, czyli po polsku szkoły zjednoczonego świata i odkryłem, że w Warszawie jest taka organizacja, która nazywa się Towarzystwo Szkół Zjednoczonego Świata im. prof. Pawła Czartoryskiego. Umożliwia ona polskim licealistom uczęszczanie do jednej z międzynarodowych szkół z internatem, które mieszczą się w kilkunastu krajach rozsianych po całym świecie. Trafiłem do szkoły w Bośni i Hercegowinie, do Mostaru. Podczas tego stypendium zrobiłem dyplom IB, czyli maturę międzynarodową, która później umożliwiła mi aplikację na amerykańską uczelnię. Taką drogę przeszedłem, żeby spełnić marzenie u studiowaniu w USA.
Czy to szczęście, kontakty a może ciężka praca?
Jeśli aplikujesz na amerykańską uczelnię, na której studiował na przykład Twój tata to masz łatwiej, ja tak nie miałem 🙂 Nikt z mojej rodziny nie studiował do tej pory w USA, musiałem więc radzić sobie sam. Miałem w sobie dużo determinacji do nauki. Matura międzynarodowa, którą zdawałem jest bardzo wymagająca w porównaniu do matury amerykańskiej czy polskiej, więc z pewnością było to dużo pracy czy reaserchu jak w ogólne dostać się na studia w USA. Te informacje nie są dla Polaków tak łatwe do zdobycia, musiałem więc dużo poszperać w Internecie, popytać znajomych, żeby dowiedzieć się, w jaki sposób zaaplikować skutecznie. W pewnym sensie, jeżeli nazwałabyś kontakty, otaczaniem się odpowiednimi ludźmi, to tak uważam, bo dla mnie kontakt z kolegami i koleżankami, z którymi uczyłem się w Mostarze na pewno wpłynął na moje życie i pomógł mi podwyższać poprzeczkę, bo trafiłem do grona ludzi z całego świata, którzy byli bardzo ambitni. Szczególnie jedna z moich najlepszych przyjaciółek z Chin. To niesamowicie zdolna i pracowita dziewczyna, dostała się na świetny uniwersytet w Berkeley i to w pewien sposób ona zainspirowała mnie, żeby aspirować wysoko, jeśli chodzi o studia w Stanach. Otaczanie się dobrymi ludźmi, dostęp do informacji w jaki sposób aplikować i ciężka praca to jest recepta na sukces. Nie oszukujmy się, jeżeli aplikujesz na taką uczelnię jak Princeton, Harvard czy Yale, czyli uczelnie należące do ligi bluszczowej (Ivy League to określenie grupy ośmiu prestiżowych uniwersytetów położonych na wschodnim wybrzeżu USA), to musisz wykonać ciężką pracę, a świetne oceny nie wystarczą.
Nauka z ludźmi z całego świata oprócz motywacji do działania dała Ci też niesamowite doświadczenie, o którym marzyłeś
To prawda, to co najbardziej dostrzegłem będąc w międzynarodowej szkole z internatem to to, że byłem otoczony ludźmi zewsząd, co pozwoliło mi zdobyć perspektywy, o których wcześniej bym nie pomyślał. Temat tego, co ja zyskuje otaczając się ludzmi z całego swiata, zainspirował mnie do stworzenia podcastu. Nazywał się „Bridge of Stories”. Opowiadał o historiach ludzi z mojej szkoły, bo zauważyłem, że mam dostęp do pewnego skarbu i codziennie mogę porozmawiać ze znajomymi na tematy polityczne, o których czytam i zobaczyć jak to wygląda z ich perspektywy. To było dla mnie bardzo wartościowe. To samo jest na studiach, bo uczelnie zachęcają do aplikacji studentów z całego świata. Na każdej, około 10-15% to studenci międzynarodowi. Nie jest to ogromna grupa, ale do mojego liceum uczęszczało 200 osób, a uniwersytety w USA mają tysiące studentów. Stany są same w sobie różnorodne, więc będąc tu czerpiesz z tej różnorosności, sam jestem mocno zaangażowany, na Princeton pracuje w naszym centrum dla studentów międzynarodowych i to jest coś co się zyskuje porównując naukę w Polsce i w Stanach.
Jak przeżyłeś moment ogłoszenia wyników?
Mam filmik, który pokazuje jak przeżyłem moment poznania wyników. (www.youtube.com/watch?v=4RoIpG-weow). To była noc, ponieważ te wyniki są ogłaszane około 6 wieczorem czasu amerykańskiego, czyli u nas to około pierwszej w nocy. Wyniki otwierałem w Bośni i Hercegowinie, w moim akademiku w pokoju, gdzie mieszkałem z trzema osobami w jednym pokoju. To jedno z najpiękniejszych wspomnień, jakie mam, świętowali ze mną nie tylko współlokatorzy, ale całe piętro! Sam wielokrotnie oglądałem filmiki jak ludzie dostają się na wymarzone studia, one mnie bardzo motywowały do cięższej pracy.
Studia rozpocząłeś w pandemii chyba łatwo nie było?
Tak to prawda pierwszy semestr był u nas online, ale teraz już jestem na miejscu. Nie było to proste zadanie, ale kiedy dostajesz się na Princeton, to władze uczelni zakładają, że dasz rade zaadaptować się do różnych sytuacji niezależnie, z jakiego kraju przyjedziesz. Na zajęcia wstawałem więc w nocy i wymagało to ode mnie samodyscypliny. To było zdrowe podejście i Princeton świetnie sobie z tym poradziło.
Życie studenckie w Stanach znamy z seriali czy filmów, czy faktycznie tak wygląda? Bractwa…kluby, drużyny uczelniane, niezwykli wykładowcy?
Najczęściej studia w Stanach są takie jak w filmach i serialach. Oczywiście oni troszkę koloryzują, ale jest podobnie 🙂 Te wszystkie kluby czy drużyny uczelniane odgrywają olbrzymią rolę. Princeton jest małą uczelnią i dużo ludzi przychodzi na mecze futbolu, absolwenci też. Bractwa na mojej uczelni są troszkę inne, mamy coś takiego jak Eating Clubs, czyli kluby jedzeniowe nie ma na to dobrego tłumaczenia 🙂 ale odgrywają one role bractw, organizują różne imprezy i ludzie jedzą tam posiłki, kiedy są na trzecim lub czwartym roku studiów. Sekretne bractwa też istnieją :). Jeżeli chodzi o wykładowców to są naprawde wybitni. Na pierwszym semestrze miałem zajęcia z wprowadzenia do makroekonomii z profesorem, który był wiceprzewodniczącym centralnego banku Stanów Zjednoczonych za czasów Billa Clintona i to są ludzie, do których masz dostęp na pierwszym roku studiów. Fajne jest też samo studenckie życie, na campusie, w zamkniętej społeczności, której czujesz się częścią.
Czego się spodziewałeś, bo Princeton i czy te oczekiwania się spełniły?
Oczekiwałem z pewnością wyzwania akademickiego i to się spełniło. Nauka na Princeton jest trudna, z tego względu, że my mamy coś, co się nazwa deflacja ocen, czyli Princeton jest mocno restrykcyjne, jeżeli chodzi o dobre oceny. Oceniani jesteśmy na krzywej, czyli jeżeli średnia to będzie ocena B, jak jesteś powyżej to dostajesz B+ albo A- albo A jeżeli jesteś poniżej to dodajesz np. B-, C+, C albo F, wiec to trochę utrudnia. Z drugiej jednak strony myślałem, że będzie większa rywalizacja, jeżeli chodzi oceny, ale jest zupełnie inaczej. Uczelnia dba o to żebyśmy potrafili pracować też w grupach co sprawia, że motywujemy się wzajemnie 🙂
Jak ktoś by Ci parę lat temu powiedział, że będziesz studiował w Stanach co byś powiedział?
Pewnie bym nie uwierzył, bo wtedy nie wiedziałem, że są jeszcze takie możliwości, a dostrzegłem je otaczając się odpowiednimi ludzmi, co zmotywowało mnie do aplikacji. Uczyłem się w liceum myśląc o tym, że będę studiował na uczelni medycznej w Polsce, a skończyłem studiując ekonomię na Princeton.
Oczywiście musi pojawić się pytanie o pieniądze, czy trzeba być milionerem, żeby studiować w USA? Jak Tobie udaje się finansować te studia i ile w ogóle kosztują?
Nie trzeba być milionerem, żeby studiować w USA, choć to na pewno by ułatwiło 🙂 Są jednak możliwości stypendialne, szczególnie na tych bogatych uczelniach, oni mają taką pomoc finansową, która dopłaca Ci tyle ile jest potrzebne według ich kalkulacji. W zależności od tego ile zarabia Twoja rodzina, to oni po obliczeniach dokładają Ci do tego, co według ich wyliczeń jesteś w stanie zapłacić sam. Jest to uczciwy system, ten kto ma jacht i wyspę zapłaci więcej od osoby, która mieszka na przedmieściach Warszawy. Nie wszystkie uczelnie tak jednak robią. Warto więc przed aplikacją poczytać, które uczelnie pomagają uzyskać stypendium. Wiele osób właśnie myśli, że mimo chęci nie może studiować w Stanach a to nie jest prawda, wystarczy zrobić dobry reaserch. Moje studia teoretycznie kosztują 78 tys. $ za rok plus mieszkanie plus jedzenie, jaki student zapłaci ponad 312 tysięcy dolarów za całe studia? W przeliczeniu na złotówki to tragedia. Jeżeli ktoś więc chce studiować, spełnia wymagania uczelni, to uczelnie będą pomagać mu studiować tak jak mi 🙂
Świat stoi przed Tobą otworem, czy snujesz już plany?
Snuje różne plany. Studiując ekonomię myślę, w kontekście finansów, biznesu czy start-upów, rozważam te opcje. Ciągle jednak jestem otwarty, bo moje zainteresowania bardzo mocno się zmieniły. W Polsce chciałem studiować jeszcze medycynę, teraz studiuje ekonomię a dużo przede mną. Zastanawiam się, czy zostanę w USA, wrócę do Polski, a może będę jeszcze gdzieś indziej. Po cichu buduje plany, ale jeszcze wiele przede mną, na pewno dużo się nauczę, zmienią się też pewnie moje zainteresowania 🙂
Co byś powiedział młodym ludziom, którzy marzą o studiach na uczelniach ligi bluszczowej, ale boją się, że to niemożliwe?
Rada jest prosta, to nie jest niemożliwe. Najczęściej ludzie mówią „nie studiuje w Stanach, bo studia są za drogie”. To nie jest tak do końca, ponieważ masz dostęp do świetnej pomocy finansowej, stypendiów, trzeba tylko wiedzieć gdzie szukać, przejrzeć uczelnie, porozmawiać z ludźmi, którzy się podostawali. Jest to mała grupa, ale warto się kontaktować, ja chętnie pomogę można mnie znaleźć na Instagramie czy Facebooku 🙂 Dodatkowo warto się angażować w rzeczy poza szkołą, oczywiście oceny są bardzo ważne, ale zajęcia pozaszkolne, koła czy wolontariaty są bardzo istotne, bo Amerykanie mają mocno holistyczne podejście do kandydatów, nie są oni dla nich liczbą. Biorą pod uwagę co robisz w liceum i poza nim. Jedno jest pewne warto próbować spełniać marzenia o studiach w stanach, bo ja jestem przykładem, że te marzenia się spełniają.
Dziękujemy Ci bardzo za rozmowę i trzymamy kciuki za Twoje sukcesy 🙂
Również dziękuje!